środa, 28 sierpnia 2013

Mana – transfer na Viti Levu, New Beach Town



Dziś rano pakowanie – jak najszybciej stąd się wydostać! Już o 7 byliśmy gotowi do wyjazdu…Rano śniadanie – dziś upiekli nam pączki! Świeżutkie, pachnące, co za rozpusta, jak tu się odchudzać? Od 8 czekamy na łódkę, która powinna przypłynąć koło 10-10:30. Siedzimy na plaży pod parasolami, Fi coś konstruuje i bawi się z lokalnymi dziećmi. Dostał od Julie z obsługi naszyjnik na pamiątkę, bardzo miło. W zasadzie, gdyby nie wspomnienia nocne, moglibyśmy tu zostać, jest bardzo przyjemnie, słońce, wiaterek, lazurowy ocean, mili ludzie… Łódka przypływa zgodnie z Fiji time czyli 1,5 godz. po czasie, po półgodzinny rejsie jesteśmy z powrotem w New Town Beach w Nadi. W związku z tym, że prosiliśmy o ten sam pokój co poprzednio (18) Pani bardzo przyłożyła się do sprzątania, dostajemy ręczniki i standard jest rewelacyjny. Jest gorąca woda! Można zrobić pranie i wykąpać się, pojechać do miasta i zrobić zakupy w rozsądnej cenie – raz w tygodniu to nawet może być rozrywka. Fi szaleje w basenie, cały szczęśliwy. Na lunch zjadł podwójną porcję owsianki, kanapki z makrelą i jeszcze oreo, nie wiem gdzie się tyle mieści w takim chudziaku! Wieczorem kava i bajka "Gang rekinów"
Pogryzło mnie coś okrutnie na co mam alergię plus herpex się uaktywnił. Dobrze, że zrobiliśmy zapas rumu :)
tekst dnia - Mamusiu, ale nie smuć się, że boli, przecież to dziki raj - Fiji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz